Paweł Majtyka Paweł Majtyka
1039
BLOG

Zieleń miejska dobrem publicznym

Paweł Majtyka Paweł Majtyka Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 19

Zgodnie z leseferyzmem wg wykładni Adama Smitha państwo powinno stać na straży prawa, porządku, ale i wolności oraz dostarczać pewne dobra publiczne, które z punktu widzenia prywatnej osoby są nieopłacalne lub niemożliwe do osiągnięcia wspólnego, wartego prywatnej realizacji celu.


Przykładem takich dóbr jest infrastruktura drogowa, co zrozumiałe jest dla wszystkich i zarazem najmniej dyskusyjne. Dlatego więc ciężko będzie znaleźć zdecydowanego przeciwnika takich instrumentów, jak wywłaszczenie na cele publiczne za godziwym odszkodowaniem.

Znacznie bardziej kontrowersyjny cel, to ochrona środowiska - w Polsce dość popularne jest określenie "ekoterrorysta", które jest przejawem zantagonizowania zwolenników i przeciwników ochrony środowiska. Spróbujmy zatem pogodzić zwaśnione strony.

Środowisko, tak w zakresie estetyki, gospodarki zasobami naturalnymi, jak i wpływem na nasze zdrowie i przyszłość rodzaju ludzkiego, jest obszarem, którego ochrona powinna leżeć w interesie każdego. Niekoniecznie jednak przymusowo za pieniądze prywatne, ponieważ inną, niezwykle ważną, tym razem osobistą, wartością jest własność prywatna i wolność do dysponowania nią. Nie można jednak traktować tychże, jako wyboru albo-albo. I tutaj dochodzimy do pojęcia dobro publiczne, które powinno być dostarczane przez państwo, skoro cel prywatny jest w konflikcie z celem publicznym.

Dlatego to państwo (w szczególnym tutaj przypadku gmina) powinno zapewniać odpowiednią do zabudowy ilość terenów zielonych pozostawiając tereny prywatne w gestii właścicieli lub oferując rekompensatę (jak obecnie to się dzieje wg obowiązujących przepisów dla pomników przyrody) za utrzymanie zieleni w dobrej kondycji oraz opcjonalnie dofinansowanie za dobrowolne (zgodne z Miejscowym Planem Zagospodarowania Przestrzennego) zadrzewianie prywatnego terenu (na podobnej zasadzie do dofinansowanie za zalesienie nieużytków rolnych w przeszłości lub w postaci ulg, np. w podatku od nieruchomości, opłat za wodę etc.).


Ustawa ministra Szyszki w kwestii dysponowania prywatnym mieniem była krokiem w dobrym kierunku. Jeśli jednak wprowadza się ograniczenie wycinki na cele gospodarcze poprzez wymaganie pozwolenia, to powinno się także dać narzędzia zabezpieczające przed ominięciem tego ograniczenia (chociażby przez wycięcie przez prywatnego właściciela przed sprzedażą gruntu deweloperowi) oraz możliwość monitorowania wycinki do późniejszej weryfikacji bez konieczności polegania na dobrowolnej denuncjacji przez sąsiadów. To dało przyczynek do krytyki, w części zasłużonej, ale również i emocjonalnej, acz pozbawionej merytorycznej wartości. W mediach, tych tradycyjnych i społecznościowych, nastąpił wysyp doniesień o "rzezi drzew", bez refleksji mieszających wycinki z pozwoleniem, prywatnych bez pozwoleń, nielegalnych "przeddeweloperskich", legalnych (i nie dotkniętych przez ustawę) miejskich, czy pod budowę infrastruktury, uzasadnionych wycinek drzew chorych, starych niebezpiecznych topól, jak i niemających nic wspólnego z ustawą wycinek młodych samosiejek, czy drzew owocowych. Emocje wzięły górę i emocje także pokonały posła Kaczyńskiego - zmiany mają być cofnięte.


Zanim jednak cofnięcie stanie się faktem, ruszy prawdziwa rzeź drzew, a nowych już niewielu się odważy posadzić - któż dobrowolne zechciałby się pozbawić wolności dysponowania własnym mieniem. Wracamy do punktu wyjścia, gdzie obywatel, indywidualnie przymuszony do dbania o zadrzewienie miasta, złorzecząc "ekoterrorystom" podlewa drzewa kwasem i wstrzykuje w ich korzenie roundup.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości